Zabawne, co tu czytam, bo zazwyczaj ci, którzy zwyczajnie nie zgadzają się z ekspercką oceną jakiegoś dzieła/gry - rzetelne, logiczne argumenty mają w nosie i nic do nich nie dociera. Na negatywną ocenę ich ulubionej gry /dzieła reagują emocjonalnie, wdają się w bezsensowną polemikę i zazwyczaj zarzucają
subiektywizm. Niektórzy mają tendencję do podważania autorytetu, (jaki by nie był) i negowania wszystkiego, co ów autorytet powiedział, tylko po to, by udowodnić, że ich zdanie jest wyjątkowe i... Mają do niego prawo.
A skoro jesteśmy już przy mojej działce, czyli poruszamy temat filmu, to przytoczę przykład z mojego życia.
Jakoś na początku 2019 roku bylem na znakomitym wykładzie o "Błędach scenariuszowych (i jak ich uniknąć)". Osoba, która ów wykład prowadziła, to moim skromnym zdaniem obecnie najwybitniejszy specjalista w Polsce od analizy scenariuszowej, konstrukcji dramaturgicznej i sriptdoctoringu. No i na ów wykład, do analizy wybrał film "Blade Runner 2049". Scenariusz, który jest pełen gigantycznych błędów dramaturgicznych, gigantycznych luk w logice, potknięciach w przebiegu i druzgocąco złej konstrukcji postaci, w którym motywacja bohaterów leży i kwiczy. Ów ekspert uwypuklił i przestudiował wszystkie błędy w scenariuszu, omówił co jest problemem i jak można było to wszystko naprawić, albo przynajmniej... zrobić lepiej. Bardzo rzetelnie, z całą dostępną wiedzą przeprowadził... krytykę.
No i na sali był koleś, który nie miał żadnych argumentów, ale... Się z tą oceną nie zgadzał. Wkurzał się, gdy ekspert analizował każdy kolejny błąd. Bo dla NIEGO Blade Runner 2049 to arcydzieło i nie można o nim mówić inaczej, jak w superlatywach. Zachłyśnięty stroną wizualną, zarzucał ekspertowi złą wolę. Zarzucał, że celowo się "znęcał" nad scenariuszem, bo "nie LUBI tego filmu". Każdy logiczny argument eksperta zbywał tym, że to nie jest "BŁĄD", a celowy zamysł twórcy i że ekspert... Nie rozumie sztuki. Jednym słowem - "recenzent się nie zna".
I niestety, mamy z takimi przypadkami do czynienia w każdej dziedzinie życia. Autorytety nie istnieją, bo zdanie "Kowalskiego" jest najważniejsze. Domorosłych ekspertów mamy całe mnóstwo, w każdej dziedzinie. Piłkarskich ekspertów, ekspertów immunologii, ratowników TOPR, mistrzów nurkowania, kierownicy i czego tam jeszcze jest całe mnóstwo. Ci ludzie udzielają się na forach, wypisując bzdury i podważając wieloletnie badania naukowe, mając przekonanie, że posiadają więcej wiedzy niż dyplomowani specjaliści w danej dziedzinie. Ich emocjonalne zaangażowanie zakłóca ich logikę, wobec czego każdą krytykę na ich ukochaną grę/film/partię odbierają jako personalny atak. I polemika z nimi jest pozbawiona niestety sensu.
P.S.1 Jak mawiał mój śp. profesor Andrzej Wajda: "Aktor gra dobrze, albo źle. Dobrze, to znaczy zrozumiał rolę, wie kim jest i przeżywa to, co powinna przeżywać postać. Źle - to nie rozumie niczego. Udaje, a nie przeżywa.". Nie jest to zatem żadna kwestia gustu, bo aktor ma być przede wszystkim
naturalny i wiarygodny. Widz ma mu wierzyć i rozumieć postać. Bez tego nie ma emocjonalnej więzi. Środki aktorskie to inna para kaloszy i nadekspresja, czyli "wykorzystanie mimiki"
, jest tylko dojściem do celu. Reżyser jest od tego, by aktora prowadzić, wytłumaczyć by zrozumiał i oceniać, czy nie przeszarżował.
P.S. 2. Filmy Jarmusha są nudne.
Tak, wiem, możecie uznać to za "opinię" i się z nią nie zgadzać. Ale każdy fachowiec powie wam jedno - Facet może potrafi prowadzić aktorów i kreuje świetnie postaci, ale kompletnie nie radzi sobie z dramaturgią i zwyczajnie nie potrafi pisać scenariuszy. Ma w nosie żelazne zasady i tworzy kino dla siebie, a nie dla widza.